Blog
Wizjonerski romans: Steve Jobs i LSD
3 min

Wizjonerski romans: Steve Jobs i LSD

3 min

Uważa się, że jedna z najbłyskotliwszych postaci naszych czasów czerpała część swojej kreatywnej energii z doświadczeń z substancjami halucynogennymi. Jak się okazuje, Steve Jobs – współzałożyciel Apple i wizjoner świata nowych technologii – miał słabość do okazjonalnego zażywania LSD.

Uważa się, że jeden z najbardziej innowacyjnych umysłów naszych czasów zawdzięczał część swojej inspiracji substancjom halucynogennym. Jak się okazuje, Steve Jobs, współzałożyciel Apple i technologiczny wizjoner, miał całkiem spore upodobanie do okazjonalnego zażywania LSD.

Dla wielu osób może to brzmieć niewiarygodnie – zwłaszcza dla najbardziej oddanych fanów Apple – ale podczas rozmów z przedstawicielami Pentagonu, poprzedzających wizytę prezydencką, odnotowano, że przyznał się on do wzięcia LSD nawet 15 razy w latach 1972–1974. Powiedział urzędnikom Pentagonu, że nie potrafi opisać tego doświadczenia słowami, ale „LSD było dla mnie pozytywnym, zmieniającym życie przeżyciem” i w żadnym wypadku nie żałował, że po nie sięgnął.

Informacja ta stała się powszechnie znana wkrótce po jego śmierci na raka trzustki, dzięki wykorzystaniu ustawy o dostępie do informacji publicznej. Warto dodać, że Jobs i tak nigdy nie robił ze swojego doświadczenia z LSD wielkiej tajemnicy w najbliższym otoczeniu.

Steve Jobs podchodził do LSD z należnym mu szacunkiem. Twierdził, że przyjmował je albo na kostce cukru, albo w formie żelatynowej. Nietrudno uwierzyć, że owa żelatyna mogła być niczym innym, jak słynnym Clearlight (nie mylić z mniej cenionym Windowpane).

Clearlight uchodził za jeden z najmocniejszych i najczystszych środków dostępnych na rynku. Sprzedawano go w postaci żelatynowych kwadracików o dawce 250 mikrogramów – to sporo, biorąc pod uwagę standardowy „dyskotekowy” trip na poziomie 50–100 mikrogramów.

Był to prawdziwy towar z najwyższej półki, dostarczany w ozdobnym, drewnianym pudełku wypełnionym 40 małymi, szklanymi buteleczkami po 100 dawek każda. Za takie pudełko trzeba było wtedy zapłacić około 1200 dolarów. Dla porównania, ta sama ilość LSD o „ulicznej” jakości kosztowała ok. 500 dolarów, a mocniejsza odmiana „sunshine” – ok. 800 dolarów. To daje pewne wyobrażenie, z czym mieliśmy do czynienia.

Waldron Vorhees, samozwańczy „Król kwasu” i członek wewnętrznego kręgu twórców Clearlightu, chętnie brał na siebie rolę muzy dla niezliczonych wynalazców i twórców. W jednym z wywiadów zasłynął słowami: „Oświeciłem 50 milionów ludzi. Czemu nie wyślecie mi po dolarze? Chciałbym ogłosić apel. Jeśli jakiś gruby kaliber prawnika chce się kojarzyć z facetem, który włączył 50 milionów ludzi i prawdopodobnie przyczynił się do powstania wielu komputerów, wirtualnej rzeczywistości i całej reszty… Ludzie podchodzą do mnie i mówią: ‘Stary, w życiu bym na to wszystko nie wpadł, gdyby nie kwas’.”

Pomyśl o tym: Steve Jobs słynął z perfekcjonizmu, a szalony poziom dbałości o szczegóły, z jakim tworzono i prezentowano Clearlight, mógł z łatwością odbić się w jego własnym podejściu do projektowania produktów – od ogólnej wizji, aż po najmniejsze detale.

Czy Steve Jobs rzeczywiście brał legendarnego Clearlighta, pozostaje kwestią domysłów i spekulacji. Możemy jednak z dużą dozą pewności powiedzieć, że LSD i inne halucynogeny od bardzo dawna wywierają ogromny wpływ na ludzką kreatywność i wynalazczość. Jobs jest wręcz modelowym przykładem kogoś, kto włączył tę substancję do swojego życia i czuł, że pokierowała go w pozytywnym kierunku.

Świadomość, że LSD zajmowało tak szczególne miejsce w sercu kogoś tak wpływowego, jest w pewien sposób pokrzepiająca. Jego wieloletnia fascynacja tym środkiem odbijała się nawet w sposobie, w jaki prowadził rozmowy z pracownikami. Wiadomo, że podczas rekrutacji Steve Jobs potrafił spytać kandydatów, ile razy w życiu zażyli LSD. Z jednej strony miało to wybić ich z rytmu, z drugiej – dać mu wgląd w ich wewnętrzny świat. Doświadczenia z LSD głęboko na niego wpłynęły i choć nie był przesadnie głośnym orędownikiem tej substancji, wierzył, że dla wielu osób mogłoby być korzystne, gdyby spróbowali jej sami.

W 2007 roku z Jobsem skontaktował się 101-letni Albert Hofmann, odkrywca LSD. W liście do Steve’a poprosił go o wsparcie badań klinicznych potwierdzających medyczne zastosowania LSD oraz o pomoc w zdjęciu ze środka stygmatu, jakim obciążyła go kontrkultura i bunt lat 60. Napisał:

„Szanowny panie Steve Jobsie,
pisze do pana Albert Hofmann. Z doniesień medialnych rozumiem, że uważa pan, iż LSD pomogło panu twórczo w rozwoju Apple Computers oraz w osobistych poszukiwaniach duchowych. Chciałbym dowiedzieć się więcej o tym, w jaki sposób LSD okazało się dla pana przydatne.

Piszę teraz, wkrótce po moich 101. urodzinach, aby poprosić pana o wsparcie proponowanego przez szwajcarskiego psychiatrę dr. Petera Gassera badania psychoterapii wspomaganej LSD u osób z lękiem związanym z chorobą zagrażającą życiu. Będzie to pierwsze od ponad 35 lat badanie psychoterapii z użyciem LSD, sponsorowane przez MAPS.

Mam nadzieję, że pomoże mi pan przemienić moje ‘niegrzeczne dziecko’ w dziecko-cud.

Z wyrazami szacunku

Albert Hofmann”

Nie wiadomo oficjalnie, czy Steve Jobs odpowiedział na ten list, a jeśli tak – co dokładnie napisał. Pozostaje nam mieć nadzieję, że udzielił choć skromnego, zakulisowego wsparcia, zanim Albert Hofmann odszedł w wieku 102 lat.

Jak widać, LSD odegrało w życiu Steve’a Jobsa znaczącą rolę, współtworząc człowieka, którym się stał, oraz kształtując jego spojrzenie na świat i na to, jak z technologią współdziałamy. Kto wie – być może ten iPhone, który trzymasz w ręku, powstał pośrednio dzięki inspiracji, jaką dał mu właśnie ten niezwykły środek.

Luke Sholl
Luke Sholl
Luke Sholl od ponad dekady tworzy treści o konopiach, prozdrowotnym potencjale kannabinoidów oraz dobroczynnym wpływie natury. Współpracuje z licznymi serwisami poświęconymi kannabinoidom, publikując różnorodne treści cyfrowe, oparte na solidnej wiedzy technicznej i rzetelnych badaniach.
Aktualności Gwiazdy
Wyszukiwanie w kategoriach
lub
Wyszukaj